Pod koniec sierpnia, jeszcze kiedy siostrzeniec u mnie gościł wydarzyło się coś co spowodowało, że obojgu nam serduszko zaczęło mocniej kołatać. Gdzieś po 22 wieczorem, szykujemy się do spania, siostrzeniec kończy grać w grę na Xboxa, ja próbuję podłączyć mój rozładowujący się telefon pod ładowarkę, która dziwnym trafem nie chce działać, wkładam w gniazdko, wyjmuje, znowu wkładam, znowu wyjmuje w końcu błysk, zaiskrzyło się, coś strzeliło, trochę dymu poleciało, zaśmierdziało i światło, a także wszystkie sprzęty w domu zgasły. I co w takim momencie benciaa może zrobić: SPANIKOWAŁAM!!!
W głowie: co ja zrobię, co mam TERAZ robić. Sprawdzam we wszystkich pomieszczeniach, wszędzie ciemno, nic nie widać. Świecę telefonem, który resztkami sił daje trochę światła. Szukam gdzie są korki, może wyskoczył, więc trzeba znowu włączyć go. Jeden automatyczny naciskam, światło się zapala. ULGA.
Po chwili jednak zrozumiałam, że coś jest nie tak. Światło jest, ale nic nie działa, Próbuję w innym gniazdku podładować telefon, który alarmuje, że za moment się rozładowuje. Siostrzeniec próbuje włączyć telewizor, sprawdzam lodówkę - nic nie działa. Piszę SMS do Michała: "wejdź szybko na gg". Próbuję w wielkim skrócie zdać relację, by powiedział mi co się stało, że światło jest, ale nic nie działa. W głowie kołatają się myśli: "Jak ja rano wstanę do pracy jeżeli telefon mi się rozładuje, co mnie obudzi?!". W między czasie wystukuje SMSa do współlokatorki by się nie zdziwiła jak wróci w nocy z pracy, że nic nie działa. Modlę się by Michał zdążył mi wytłumaczyć co mam zrobić zanim padnie mi telefon. Włączam laptopa, u którego poziom baterii jest znacznie wyższy niż w komórce. Ale po chwili łapię się za głowę: no tak router nie działa, bo nie ma prądu (dopiero Michał później wytłumaczył mi, że mogłam odłączyć kabelek od routera i podpiąć bezpośrednio pod laptopa, podobnie jak mogłam podłączyć komórkę do laptopa kabelkiem do telefonu, żeby mi nie padł). W takich stresujących momentach nie myślę jak trzeba.
Wracając do przebiegu sytuacji Michał zdążył mi napisać gdzie są zapasowe korki, powiedział abym spróbowała drugi korek wymienić. Biegnę do kuchni, szukam korków, wyjmuję ten, który już się przepalił, ale coś mi nie pasuje. Ten korek, który trzymam w jednej ręce jest mniejszy niż to co trzymam w drugiej ręce. Biegnę szybko do telefonu, piszę na GG do Michała, że to nie pasuje. Ostatnie zdanie jakie zdążył mi Michał napisać zanim padł mi telefon to informacja, że korek jest w środku tego "większego", więc wystarczy wyjąć ten co się spalił i włożyć nowy. Próbuję, podłączam, coś się iskrzy gdy to wkręcam, ale jakoś daje radę. Chwila prawdy, najbliżej lodówka ... otwieram - JEST ŚWIATŁO!!!! Udało się.
ULGA nieziemska.
Podłączam telefon pod ładowarkę, odpalam GG w laptopie i zdaje Michałowi relację z moich poczynań. Oczywiście mając przy okazji pretensje do Michała "Mogłeś mi to kiedyś wytłumaczyć, a nie teraz się mądrzysz". No tak, ale skąd mógł wiedzieć, że Benciaa zwarcie zrobi :)
a ja się zastanawiałam, gdzie Ty się podziewałaś. :D
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam trochę rzeczy na głowie, stąd ta moja nieobecność. Myślałam, że będę bardziej aktywna na blogu, a tu psikus, ale staram się jak mogę:D
UsuńMiło, że w końcu wróciłaś do blogowego życia:)
OdpowiedzUsuńU mnie to ostatnio często są spięcia, ale na szczęście wiem co robić. Choć pewnie jakby się korki przepaliły to też bym panikowała.
Ja cały czas jestem, wchodzę na niego od czasu do czasu, myślę prawie codziennie, ale czasem nie mam czasu i chęci :) A ostatnio szczególnie, bo i Michał był, a jak jest to wolę z nim spędzać te wolne godziny po pracy :)
UsuńOj ja spanikowałam strasznie, w dodatku późno, a sąsiadów mam starszych, więc nie pukałabym do nich po 22:/ Pytam się siostrzeńca: gdzie Twój telefon? Rozładowany. Ręce mi opadły, nawet budzika innego niż w telefonie nie mam heh :) A rano do pracy trzeba iść.
No to wcale Ci się nie dziwię, że wybrałaś Michała:)
UsuńTeraz człowiek bez telefonu to jak bez ręki, bo ani normalnego budzika w domu nie ma, ani latarki ;p Całe szczęście, że udało Ci się to wszystko jakoś opanować.
hahahah, mialam podobna sytuacje jak bylam sama w domu. panika w oczach, nawet nie wiedzialam ktore bezpieczniki mam wlaczyc:P tez sie kontaktowalam telefonem, ale z bratem:) robil mi instruktaz krok po kroku. milo ze wrocilas:)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś widziałam jak tata to robił, więc mniej więcej wiedziałam, że coś trzeba nacisnąć. Tyle, że tu automatyczny był tylko jeden, ale Michał wrócił, korków na zmianę kupił, drugi automatyczny kupił, więc tylko trzeba będzie wcisnąć, ewentualnie jak się spali to wymienić. Teraz już będę wiedziała jak - ufff. :) Szkoła życia hehe.
Usuńhehe uczymy sie przez cale zycie:)
UsuńZ pewnością. Ale różne rzeczy się psują w domu ostatnio przełącznik w kuchni raz działa raz trzeba kilka razy próbować aż się światło włączy, ale do tego się nie dotykam tyle że Michał miał naprawić zapomniał, pojechał a ja muszę się z tym przełącznikiem/włącznikiem czy jak to tam się nazywa męczyć :) Ale to wyższa szkoła jazdy :)
UsuńDałaś radę Benciaaa:D Wiedziałam że wszystko będzie dobrze:-)
OdpowiedzUsuńJakby się nie udało, to bym do Was nie pisała :P
UsuńJa to przy tych korkach to nic nie umialabym zrobić zielona jestem ale mialas szczęście że prąd cię nie poraził. Fajnie że już wrocilas ;-)
OdpowiedzUsuńTeż się cieszyłam, że nic mi się nie stało, wadliwy był przedłużacz, bo i Michał jak przyjechał to przez niego znowu wywalił korki i już wszystkie spalone były więc musiał zapas zrobić. :)
UsuńCzuję się jakby naprawdę długo mnie nie było :D
ale na szczescie jest juz wszystko ok ;)
UsuńDzielna dziewczyna z Ciebie ;) ja to bym pewnie już po sąsiada biegła bo raz mnie prąd już kopnął jak wieszałam lampki na choince więc mam uraz do takich rzeczy i wolę nie kombinować :)
OdpowiedzUsuńJa nawet nie chciałabym widzieć siebie w takiej sytuacji, panikara ze mnie okropna :D Dobrze ze jednak zachowałas zimna krew i opanowałaś sytuację :)
OdpowiedzUsuńdobrze mieć takiego Michała haha :)
OdpowiedzUsuńw takich chwilach spanikowana łowieczka dzwoniłaby do - tatusiaaaa ;D
Ja odkąd siostrze przytrafiło się coś podobnego, mam jakiegoś stracha jak podłączam coś do gniazdka. Jak tylko ktoś jest w domu to go wykorzystuję:)
OdpowiedzUsuńAle dałaś radę!
A podobno kiedyś jakoś ludzie żyli bez prądu ;D
OdpowiedzUsuńtakie przygody nie zdarzają się dość często, więc może Michał po prostu miał nadzieję, że nigdy Ci się to nie przytrafi ;P
OdpowiedzUsuńUff, dobrze, że Cię nie pokopało :P
OdpowiedzUsuńkurczę... :) i tak zachowałaś zimną krew i spisałaś się na medal :)
OdpowiedzUsuńBrawo!!! Ja bardzo podobnie tracę jasność myślenia w takich chwilach;) Najważniejsze, że w końcu sobie poradziłaś!
OdpowiedzUsuńjaaa kompletnie na tych sprawach sie nie znam wiec dla mnie jestes geniuszem ;D ;)
OdpowiedzUsuńDobre ;D Ja bym się bała w tych korkach grzebać, jakoś prąd mnie napawa przerażeniem ;D
OdpowiedzUsuńoj ja też bym napewno momentalnie spanikowała:/
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc sama nie wiem, jak bym się zachowała... Takie sytuacje są okropnie stresujące. Mimo wszystko fajnie, że wszystko dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńHehe umiem odróżnić swoje marzenia od realu choć jak każdy człowiek lubię chodzić z głową w chmurach. Nie! Zawsze te osoby blisko mnie są na pierwszym miejscu;)
OdpowiedzUsuńCzemu myślisz, że posiadanie idola jest męczące?
parostatkiem-w-piekny-rejs.blog.onet.pl