Kochani. Stwierdziłam, że czas abym napisała znowu coś o mojej pracy. Nic się nie zmieniło w kwestii mojego podejścia do niej. Bardzo ją lubię, dzięki miłej atmosferze, a przede wszystkim dzięki młodemu osobnikowi płci męskiej. Maciuś ma już prawie 3 lata, wraz z początkiem września ma iść do przedszkola. I teoretycznie moja praca powinna się tam zakończyć, ale awaryjnie mam jeszcze z nimi zostać - może nawet przez kolejne kilka miesięcy. Także jestem bardzo z tego zadowolona.
Maciuś jest naprawdę kochany, szybko się uczy, szczególnie chwyta nowe słowa i to nie tylko w języku polskim. Od czasu do czasu wplatam do rozmów jakieś angielskie słówko, które on szybko zapamiętuje i później powtarza. Przerobiliśmy już popularne zwierzątka, a teraz jesteśmy przy kolorach.
Na dworze uczymy się nazw samochodów, oczywiście rozpoznajemy je po znaczkach i tak Maciuś zna już większość popularnych marek, czym wprawia w osłupienie różnych przechodniów.
Widzę jak się zmienił od czasu gdy do nich zawitałam, jest serdeczniejszy w stosunku do nieznajomych, a przede wszystkim względem dzieci, z którymi się wita, troszczy się o nie i zawsze z chęcią dzieli się z nimi swoimi zabawkami. Dziś na przykład wchodząc na zjeżdżalnię zobaczył, że jego kolega ma gołe plecy i próbował podciągnąć mu spodnie i naciągnąć koszulkę. Rozczuliło mnie to.
Maciek jest z tych żywych dzieci, które łatwo wpadają w pamięć i trudno o nich zapomnieć. Rzuca się w oczy jego ciekawe usposobienie i radość z życia, którą okazuje na każdym kroku. Nawet widok biedronki potrafi wprawić go w zachwyt. Wszyscy na osiedlu go znają, inne nianie zawsze z dala się z nim witają i od stycznia słyszymy ciągle to samo pytanie "Maciuś a ty nie chodzisz do przedszkola?" (damn it!!, mam już dosyć tłumaczenia i pozostawiam to bez komentarza). Oczywiście nie tylko nianie i dzieci z osiedla go znają, ale i ochrona, pracownicy. Zawsze jak wychodzimy od nich z bloku to mały zagląda przez okienko do ochroniarzy i woła "Cześć", a wszyscy uśmiechnięci odpowiadają "Cześć Maciuś!". Nie sposób nie lubić takiego malucha!
Staramy się uczyć Maćka używania "magicznych słówek".
-Benio zdejmij mi kask.
-Proszę...
-Benio proszę zdjąć kask.
-Tato daj telefon.
- A proszę?
- Tato proszę daj telefon - iphona!
Dziś na odchodne włączając mi w windzie -1 zamiast 0.
-Benio pojedziesz do garażu tylko nie zabierz toyoty!
I zazwyczaj na odchodne żegna mnie słowami:
- Benio wróć do nas.
Maciek ma też tendencję do podłapywania nie tych słów co trzeba. Na szczęście nie ode mnie.
Szczególnie w pamięć zapadły mu: dziad, gówniarz, gówno.
Doskonale wie, że nie lubię gdy tak mówi i stara się przy mnie nie używać tych słów. W innym wypadku wie, że ominie go wiele ciekawych rzeczy. Kiedy jednak pojawiają mu się chochliki w oczach i chce sprawdzić moją czujność, patrząc mi w oczy zaczyna:
- gówwwwwww........ (moje ostre spojrzenie) aaaaa
- gówwwwwww.... yyyyyyyyyy
- gówwwwww ... abcdefgh...
Zazwyczaj gdy powiedział, zaczyna, bądź chce powiedzieć jakieś brzydkie słowo zaczyna recytować alfabet.
Nie wiem czy wszyscy czytali na poprzednim blogu, ale kiedyś stojąc na przystanku i czekając na tramwaj Maciuś obserwował wszystko wkoło. Zwrócił uwagę na samochody stojące na czerwonym świetle. Gdy zapaliło się zielone i jeden samochód zaczął trąbić na drugi, Maciek zdenerwowany, krzyknął:
- No jedź BARANIE!
Moja mina bezcenna.:)