sobota, 19 października 2013

Nasz ślub i wesele ... minęło jak bicza strzelił :)

       Zapomniało mi się o blogu ... to fakt. Miała być przecież relacja ze ślubu, z wesela, a tu już 2 i pół miesiąca po tym ważnym dniu. Zapomniało się już co nieco, ale ciągle się wspomina i do tego wraca. A przed nami jeszcze niebawem wielka powtórka w postaci oglądania płyty i zdjęć z wesela, które dostaniemy od kamerzysty i fotografa już jutro. Mieli 2tygodniowe opóźnienie spowodowane nawałem pracy, jednak na efekt warto czekać, tylko tak ciężko teraz przyjdzie za niego zapłacić :)

       Co do samych przygotowań to przed samym ślubem wolnego miała 2 dni, to mi wystarczyło na dopięcie wszystkich szczegółów dotyczących wystroju sali, bo to ja wszystko organizowałam. Do pomocy oczywiście mieliśmy świetną florystkę, która z byle jakiej przestrzenie zrobiła cudowną, elegancką salę. Było sporo stresów związanych z organizacją, bo wesele robiliśmy sami, a nie jak to zazwyczaj bywa idzie się i płaci tylko "od talerzyka", tu musieliśmy mieć wszystko zgrane na tip top. Z perspektywy czasu widzimy, że zaoszczędziliśmy (mówię tu o naszych rodzicach), ale i stresów i pracy było zdecydowanie więcej niż przy drugiej opcji. Przy podziękowaniach dla rodziców naprawdę mieliśmy im za co dziękować, ich wkład w to aby wszystko grało (przy naszej minimalnej pomocy) był niesamowity. 

Po weselu oczywiście żałowaliśmy, że to tak wszystko szybko się skończyło, wielu rzeczy nie pamiętam, godziny mi minęły tak szybko, sama nie wiem na czym. Z wieloma osobami nie zdążyłam dłużej porozmawiać, z niektórymi nie mam pamiątkowego zdjęcia, ale i tak jest co wspominać. A jutrzejsze oglądanie płyty jeszcze bardziej nam to wszystko odświeży. Nie wiem czy dobrze czy źle, ale tego dnia nie oszukiwaliśmy w piciu wódki i przy torcie już byłam lekko "trącnięta", a przy podziękowaniu dla rodziców się mocno wzruszyłam, co u mnie wcale nie jest takie łatwe :)


        Ale może od początku.

W piątek jeździliśmy z Michałem po wazony na stoły (te dostępne w wyposażeniu sali były malutkie), zdecydowaliśmy się wypożyczyć wysokie typu "martini" (już nawet nie pamiętam ile sztuk wzięliśmy) na kompozycje kwiatowe (z samych jasnych kwiatów) i wazony "kule" na kompozycje w wodzie. Do wazonów nalaliśmy wody, zatopiliśmy w nich girlandy perłowe, a na wierzchu położyliśmy goździki i pływające świeczki. Byłam zachwycona pływającymi świeczkami, które kupiliśmy w Ikea, spisały się na medal! Na allegro podobne świeczki kosztowały ok 1 zł za sztukę, a sugerowany czas ich palenia to tylko ok 60 min(!!!). Te z Ikea paliły się praktycznie przez całą noc! Przez to te, które nam zostały mogliśmy zapalić na poprawinach. Z racji tego, że sala, którą wybraliśmy jest bardzo skromna, to musieliśmy sporo zainwestować aby wydobyć z niej to ukryte piękno. Potrzebowała pokrowców na krzesła, których nie ma w wyposażeniu sali, a które musieliśmy wynająć wraz z szarfami. Samo założenie pokrowców, zawiązanie szarf, przypięcie pinezkami odpowiednio kokard, aby ładnie się prezentowały zajęło kilka godzin. Jednak końcowy efekt spełnił nasze oczekiwania, byłam oczarowana tym jak sala diametralnie się zmieniła. Jeżeli będę miała zdjęcie samej sali i dekoracji na niej to podzielę się z Wami, a także tym jak sala prezentowała się przed metamorfozą :)
Sobotę spędziłam...powiedziałabym bardzo lajtowo :) Byłam przejęta, mały stresik też był, ale chyba najbardziej wszystko odczuli nasi rodzice, po których ten stres było widać gołym okiem. Wraz z mamą i siostrami udałyśmy się najpierw do fryzjera, później kosmetyczka, wszystkie wyglądałyśmy tego dnia pięknie! Jako, że ślub mieliśmy o godzinie 15:30, a już po 14 przyjechał kamerzysta i fotograf, więc czas nam zleciał momentalnie tego dnia. Ani się obejrzałam, a Michał podjeżdżał pod mój dom starym Lincolnem, jego zachwyt jak mnie zobaczył mówił wszystko :) Udało się! Ja sama byłam zachwycona tym jak spisała się fryzjerka, jaką świetną robotę odwaliła kosmetyczka, a suknia dopełniała całości. W kościele chyba najgorszy stres, to przysięga. Obiecaliśmy sobie, że będziemy mówili głośno, wyraźnie, a przy przysiędze będziemy patrzyli sobie w oczy, a nie na księdza!:) Udało się! Później wiele miłych słów słyszeliśmy o tym jak wypadliśmy!
Standardowo później składanie życzeń i jazda do domu weselnego ... szampan ... obiad i pierwszy taniec (który też był dla nas stresujący, bo z Michała wytrawny tancerz nie jest :))) Daliśmy radę. No a później ... zleciało jak z bicza strzelił. Goście bawili się świetnie, byliśmy naprawdę zachwyceni tym jak się wszystko rozwinęło, takie wesele mogłabym mieć co tydzień, bo było mi ciągle mało i chętnie bym ten dzień powtórzyła aby wyssać z niego każdą ważną i mniej ważną chwilę. 
Na poprawinach impreza przeniosła się na zewnątrz, każdy dogorywał przy piwie z beczki, orkiestra, która i tego dnia również była na weselu bardzo nie miała dla kogoś grać, ale zdecydowanie milej się rozmawiało przy piwku słysząc ich pobrzękiwanie :) 

I zleciało, oficjalnie byliśmy Mężem i Żoną i oficjalnie już możemy razem spać :))) Już teraz nie ma, że ja spędzam weekend u swoich rodziców, a Michał u swoich, teraz jak przyjeżdżamy, to czas musimy dzielić na dwie rodziny (dobrze, że odległość między jednym domem, a drugim to tylko 13 km :)) Podróży poślubnej jeszcze nie było, można powiedzieć, że była PRZEDślubna, bo wybraliśmy się w ostatni weekend lipca na długi weekend nad morze do Jastarni. Był to jeden z najgorętszych weekendów nad morzem, więc ludzi było jak mrówek, stąd z noclegiem była tragedia, udało się jednak znaleźć obskurny pokoik i nie trzeba było nocować w samochodzie, choć z dwojga złego sama nie wiem czy spanie w samochodzie nie byłoby lepszą opcją. Na pewno TAŃSZĄ! :) 

Aaaa i jeszcze jedna rzecz się u nas zmieniła. Michał na stałe wrócił do Polski :))) Po weselu pojechał jeszcze do Niemiec, ale wytrzymał tylko 2 tygodnie i postanowił złożyć wymówienie i wrócić do swojej Żony :))) W Warszawie też znalazł pracę jako elektryk, na pewno mniej płatną, ale przynajmniej po pracy wraca do Żony i każdy weekend spędzamy razem :))

sobota, 10 sierpnia 2013

Już po!!

Ostatni miesiąc przed był strasznie zabiegany, ostatnie sprawy do zamknięcia, wiele spraw zostawionych na ostatnią chwilę, ale daliśmy radę! Nawet w dniu ślubu obyło się bez większych stresów i powiem szczerze, że bardziej piątek przeżywałam niż samą sobotę. Przysięga w kościele, która wydawała mi się najbardziej stresująca poszła gładko. Każdy nami zachwycony, dużo komplementów, łez (ze szczęścia oczywiście), a na głównym planie MY. Fajne uczucie, gdy wokół ciebie kręci się wszystko, kiedy każdy szczegół ma być dopracowany po to aby tobie było dobrze. No i ci goście, każdy na nas patrzący, bijący brawo, gratulujący. Świetne uczucie!!

Żałuję, że tak szybko to wszystko minęło :(

Korzystam z ostatnich dni z Mężem gdyż wyjeżdża po weekendzie znowu do Niemiec. Po weekendzie postaram się o bardziej szczegółową notkę.

Dodaję kilka zdjęć zrobionych przez moją siostrę, gdyż na zdjęcia i płytę od fotografa i kamerzysty poczekamy ok 2 m-cy. Więcej zdjęć na jej blogu: http://photobyplachta.blogspot.com/

Na moim facebooku, jeżeli ktoś ma mnie w znajomych do zobaczenia jest video które nagraliśmy jako podziękowanie dla naszych rodziców :)






piątek, 5 lipca 2013

Miesiąc przed :)

      TEN dzień zbliża się nieubłaganie i powiem szczerze, że zaczynam mieć cykora. Kiedy po raz kolejny ktoś zapytuje jak się czuję, czy się stresuję, co jeszcze muszę przygotować to ściska mnie w brzuchu i zastanawiam się jak ja przeżyję ten miesiąc.

Oczywiście im bliżej TEGO dnia tym więcej rzeczy do ogarnięcia i niestety tych rzeczy już nie da się przełożyć "na później". Kiedy tylko Michał jest w kraju mamy do załatwienia całą listę rzeczy do zrobienia. Do tego też dochodzą wydatki, które na miesiąc przed ślubem są coraz większe. Byłam już na ostatniej przymiarce sukni ślubnej. W ostatnim tygodniu lipca jestem umówiona na odbiór, mam nadzieję, że już nie będzie trzeba niczego zwężać. Przed nami jeszcze zakup wszystkich części garderoby dla Michała, zamierzamy zrobić to za tydzień kiedy przyjedzie na ślub kuzyna na CAŁE 4 dni (!!). W ciągu tych 4 dni mamy tyle rzeczy do załatwienia, że pomału zaczynam je wszystkie spisywać aby nic nam nie umknęło. Strasznie się cieszę, że w przygotowaniach mogę liczyć na moją mamę, która jest nieoceniona. Dba o wszystko, o wszystkim myśli i o wszystko się troszczy, gdyby nie ona z pewnością nie dalibyśmy sobie rady z przygotowaniami. Oczywiście mama Michała też włącza się we wszystkie przygotowania (żeby nie było że tylko moja jest taka och i ach :)).

Dziś zaczęłam upragniony i długo wyczekiwany weekend, który spędzę na słodkim nic nierobieniu. Zamierzam się w końcu poopalać, mam nadzieję, że obędzie się bez wizyt w solarium. W ten weekend muszę też zakupić wszystkie niezbędne (?) rzeczy Panny Młodej, których jeszcze nie mam: bieliznę i biżuterię. Poluję na jakąś fajną bardotkę do mojej sukni i powiem szczerze, że nie mam zielonego pojęcia gdzie mogę znaleźć coś fajnego i w przestępnej cenie, ale mam na to cały weekend więc zwiedzę wszystkie możliwe sklepy z bielizną w centrum handlowym.



niedziela, 9 czerwca 2013

C.d. przygotowań

      Nauki przedmałżeńskie niby odbębnione, ale nie do końca. Zanim dostaniemy świstek o ich ukończeniu mamy jeszcze przed sobą dwa spotkania z doradcą małżeńskim, zważywszy, ze każdy dzień, kiedy Michał jest w Polsce mamy zawalony to nie wiem jak wcisnę jeszcze spotkania z doradcą. W dodatku miałam iść do doradcy z wypełnionym kalendarzykiem przedmałżeńskim. Oczywiście się za to nie zabrałam. Czeka nas jeszcze zapraszanie gości i wysyłanie zaproszeń do rodziny mieszkającej za daleko abyśmy mogli zaprosić ich osobiście. Mamy też przed sobą wizytę u księdza i w Urzędzie Stanu Cywilnego po potrzebne papierki. Michał ma jeszcze udać się do swojego kościoła po potrzebne dokumenty i po to aby dać na zapowiedzi. Muszę się też udać na przymiarkę sukni ślubnej, mam już zakupione buty, jednak ciągle się waham czy nie kupić innych. Muszę porozmawiać z dekoratorką na temat wystroju sali weselnej, miałam się za to zabrać z siostrą osobiście, ale stwierdziłam, że nie chcę sobie dodatkowych spraw na głowę zwalać. Co jeszcze? Zakup bielizny, biżuterii dla mnie i wszystkich niezbędnych części garderoby Michała. Przeglądam też propozycje fryzur ślubnych i ciągle się waham na jaką się zdecydować. Wybór menu i zakup potrzebnych artykułów zostawiam w rękach rodziców, jedynie Michał wraz z barmanem udadzą się tydzień przed weselem po zakup alkoholi dla barmanów. Teraz przypomniałam sobie jeszcze o dekoracji na samochód, będziemy jechać na ślub takim autkiem heheh czasy świetności ma już dawno za sobą:
Zdecydowaliśmy się również na podziękowania dla rodziny i przyjaciół w formie małych glinianych aniołków, zamówimy je jak będziemy już wiedzieli ile mniej więcej gości możemy się spodziewać. Księgi życzeń też nie może zabraknąć. Dla rodziców mamy w planach przygotowanie czegoś extra, jednak nie wiemy jak czasowo zdołamy to wszystko ogarnąć. Coś pominęłam? Macie jeszcze jakieś pomysły na to jak uświetnić ten ważny dzień? A może jest jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć? Poza tym, że przed mszą powinnam walnąć sobie setkę na odstresowanie :) Ściskanie w żołądku odczuwam nawet teraz jak o tym wszystkich piszę.

sobota, 8 czerwca 2013

Moja przygoda z fitnessem

       MOJE ALLEGRO

         W tłumaczeniu siebie jestem mistrzynią. Kiedy postanowiłam, że wezmę się za siebie jak wskaźnik na wadze przekroczy 50 kg zrobiłam to dopiero jakiś czas później, gdy zrozumiałam, że ubranie, które mam na sobie nie może ważyć ponad kilogram! Teraz mimo, że moja waga wskazuje mniej niż 50 kg, to każde wahanie i skok w górę tłumaczę sobie rozbudową mięśni. Ciągle mam w głowie słowa Ewy Chodakowskiej, że to nie waga jest wyznacznikiem ładnej sylwetki. Mięśnie w końcu muszą ważyć! Chodząc na fitness popuściłam sobie trochę, częściej sięgam po jakieś słone czy słodkie przekąski tłumacząc, że przecież ćwiczę i spalam. Kiedy jednak zrozumiałam, że po 2 miesięcznym chodzeniu na zajęcia efekty nie są takie jakie na pewno byłyby gdybym trzymała się diety postanowiłam znowu w końcu to zmienić. I po raz kolejny ograniczam słodycze i słone przekąski do minimum, piję dużo wody i zielonych herbat, jem dużo warzyw i owoców no i dalej ćwiczę. Zobaczymy czy się opłaci.

     Po 2 miesięcznym chodzeniu na fitness, raz z większą raz z mniejszą częstotliwością (przynajmniej 2 x w tygodniu) widzę, że moja kondycja jest coraz lepsza. Jestem bardziej rozciągnięta i ćwiczenia, które na początku były dla mnie mordęgą teraz nie są już takie straszne, bo trudno mówić o tym, że teraz są przyjemnością, skoro ból przy brzuszkach, czy pompkach jest czasem nie do wytrzymania. Czasem jednak pot lejący się ze mnie sprawia swego rodzaju przyjemność i jest ogromna satysfakcja po wyjściu z sali. Dodatkowo trenerki bardzo motywują podczas zajęć, więc nie ma czasu na opierdzielanie się. Upodobałam sobie najbardziej zajęcia modelujące górną i dolną część ciała połączone ze strechingiem, a także ćwiczenia o wdzięcznej nazwie "Body&Shape", gdyż są prowadzone przez babki, które dają mega wycisk! Na początku rozgrzewki były dla mnie straszne, gdyż poziom ich zaawansowania był dla mnie za wysoki. Niektóre prowadzące nie robiły sobie nic z tego, że jest ktoś początkujący i było to frustrujące. Jakby nie karnet, który wykupiłam na miesiąc może bym zrezygnowała. Jednak z czasem zobaczyłam, że są też trenerki, które nie potrzebują trudnych układów, by pot się z człowieka lał strumieniami. I to właśnie z nimi zajęcia sprawiają mi największą frajdę. 
  A to mój plan zajęć w klubie Champions Club.

  

sobota, 25 maja 2013

Nauki przedmałżeńskie w Łomiankach.

    Nauki przedmałżeńskie, o których już wspominałam mamy za sobą. Odbyły się w poprzedni weekend. W piątek udało nam się dojechać z półgodzinnym opóźnieniem. Jako, że wszyscy na nas czekali zaczęliśmy o 19:00 i zakończyliśmy po 22. Pierwsze sprawy były czysto organizacyjne, później mały wykład i praca w grupach i na samym końcu godzina narzeczeńska. Tego dnia odpowiadaliśmy sobie na pytanie "Po co nam małżeństwo"? Po dziś dzień jeszcze do końca nie wiem :) Po prostu chcemy sformalizować ten związek i nie chcemy żyć w grzechu :)
Kolejny dzień zaczął się o godzinie 9:30. Tego dnia były trzy bloki tematyczne:
1. Czy my się znamy
2. Jak ja ciebie kocham
3. Czy to ty?
Z każdym takim blokiem wiązał się półgodzinny wykład, następnie praca w grupach (cała grupa bądź podział na narzeczony i narzeczonych), a na końcu godzina narzeczeńska, gdzie mieliśmy przedyskutować między sobą to czego dowiedzieliśmy się na wykładzie, w pracy w grupach, a także odpowiedzieć sobie na pytania, które mieliśmy w książce, którą dostaliśmy dzień wcześniej. Tego dnia na zakończenie mieliśmy tzw. "Rozmowę z Jezusem". Poszliśmy wszyscy do kapliczki, uczestniczyliśmy w jakichś modlitwach i mieliśmy przeczytać wybrane teksty z Pisma Świętego i z jakichś tam innych ksiąg dotyczące małżeństwa bodajże. Zakończyliśmy wszystko po godzinie 21. Jako, że mieliśmy tego dnia wykupione bilety na Iron Man'a to pojechaliśmy prosto z nauk do kina na 21:45. I powiem szczerze kolejny raz miło się rozczarowałam (pierwszym razem gdy Michał namówił mnie na Mrocznego Rycerza (Batmana)). Te filmy dla facetów nie są wcale takie najgorsze (ale oczywiście zależy które). Poszliśmy tego dnia spać po 1, by rano wstać i na 9:00 udać się już ostatni dzień na nauki. Tego dnia mieliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie:
- Co dalej po ślubie?
- Dlaczego potrzebny nam Bóg?

czwartek, 2 maja 2013

Tylko Benciaa jest do tego zdolna!!


       
        Kochani moja koleżanka z liceum, studiów i była współlokatorka wychodzi za mąż w niedługim czasie. Oczywiście dostaliśmy z Michałem zaproszenie na tą ważną dla niej uroczystość. Z tej racji nie widziałam się z Michałem od Świąt Wielkanocnych, gdyż ma zjechać dopiero tydzień przed (?) planowanym ślubem koleżanki. W tym czasie stwierdziliśmy, że załatwimy ważne dla nas przed ślubne sprawy jak: nauki przedmałżeńskie i różnego rodzaju dokumenty potrzebne do zawarcia ślubu. Weekendowe nauki przedmałżeńskie znalazłam w Warszawie w terminie 11-12 maj, czyli akurat w ten weekend, na który Michał ma zjechać. Zaklepałam nam miejsce, zadatku jeszcze nie wpłaciłam, obmyślałam już jak udamy się do księdza w kolejny weekend z (wszystkimi!!) dokumentami.  I tak żyłam sobie w błogiej nieświadomości do wczorajszego dnia, gdy nasz wspólny kolega zaczepił mnie na facebooku:
- 11 tupniemy?
- 11??;> chyba 18 ego mój drogi

Panika ... szukam zaproszenia, patrzę, czytam.
No jak wół ... czytam jeszcze raz ... i jeszcze ... No NIE!!!
Wszystkie plany legły w gruzach.
PANIKA!! 
Wesele 11 maja!!
Odwoływać nauki, szukać jakichś na 18-19 maj.
Nie ma ... SĄ!! SĄ!!
BRAK MIEJSC!!
Kolejny kościół.
Są w tym terminie ... no żesz ... Białystok. Odpada.
Jest i znowu Warszawa ... i znowu brak miejsc.
Dobre 2 godziny za pomocą wujka google wystukiwałam wszystkie możliwe kombinacje, nawet dodałam ogłoszenie na Gumtree czy ktoś nie odstąpi nam tego terminu :)

W końcu udało się znaleźć Fundację w Łomiankach, która zajmuje się również (w porozumienie z kościołem) naukami dla narzeczonych. Dzisiaj z samego rana dzwoniłam. SĄ MIEJSCA!! Zaklepałam.
Jesteśmy uratowani :) 
Mimo iż nauki są 2 razy droższe niż te zaklepane wcześniej. Koszt poprzednich 80 zł/ os, tutaj 150 zł/os. Jestem ich bardzo ciekawa, Michał już dostał na e-maila ankietę do wypełnienia, podstawowe pytania plus jeszcze np. czy mamy już dzieci, bądź ich się spodziewamy. A także miał zaznaczyć jakie nauki Kościoła budzą jego zdecydowany sprzeciw:


dot. czystości przedmałżeńskiej
dot. wspólnego zamieszkania przed ślubem
dot. nierozerwalności małżeństwa aż do śmierci
dot. antykoncepcji
dot. in vitro
dot. aborcji

Jakie Wy byście zaznaczyli?

Na końcu ankiety była informacja o tym, że po wypełnieniu ankiety zostanie do nas przesłane zadanie do wykonania, którego rozwiązanie mamy przesłać najpóźniej 3 dni przed rozpoczęciem kursu. Słyszeliście o takim rodzaju kursu, na którym są zadania do wykonania? Tutaj w ciągu 10 tygodni od zakończenia nauk będziemy mieli 5 takich e-learningowych zadań do wykonania i po każdym zadaniu będziemy musieli przesyłać raporty. Myślałam, że czasy nauki, wykonywania zadań i sprawdzianów mam już za sobą. :)

środa, 1 maja 2013

Propozycja butów ślubnych

W połowie kwietnia wybrałam się na poszukiwania sukni ślubnej z siostrą. Zwiedziłyśmy trzy salony sukien ślubnych w Radomiu i padło na Mariaż, który zachwycił mnie już podczas przeglądania ich katalogu w Internecie. Tam znalazłam sukienki, które w pełni spełniały moje oczekiwania, były starannie wykonane, z dobrej jakości materiałów i w dodatku w ślicznym waniliowym kolorze.
Już przed tą wyprawą stwierdziłam, że nie mam zamiaru wydać na sukienkę więcej niż 3 tysiące złotych. Gdyż licząc jeszcze buty, welon, dodatki, kosmetyczkę, fryzjerkę to i tak wyjdzie GIGANTYCZNA kwota.
Mierzyłam trzy sukienki w tym salonie i ta trzecia była tą najlepszą. Już na samym początku mówiłam, że nie chcę gorsetowej sukienki, bo będę się źle w niej czuła. Chciałam bardziej zabudowaną koronkową górę. Jak to zazwyczaj z takimi planami bywa wyszło całkiem inaczej. Co do skromności sukienki nic się nie zmieniło i nie ma żadnych falban, kamyczków, haftów, cyrkonii itd, prosta gorsetowa sukienka z żorżety. Jak dla mnie BOMBA. Do sukienki jest jeszcze pasek pod biustem, nie wiem czy w oficjalnej wersji się na niego zdecyduję, gdyż bez niego sukienka też wygląda świetnie. Od razu miałam przymiarkę z krawcową i przy następnej wizycie sukienka będzie już zwężona do moich rozmiarów Do kolejnej wizyty muszę mieć też zakupione buty, aby krawcowa mogła sukienkę skrócić. Wybór butów jest jeszcze trudniejszy niż sukienki. Siedzę przeglądam strony internetowe i odwiedzam galerie handlowe już od kilku dni. Jest ciężko.
Trochę inspiracji na deser:









sobota, 13 kwietnia 2013

20m2 Łukasza Jakóbiaka

       
     Czy jest Wam znana postać Łukasza Jakóbiaka? Jeżeli jeszcze nie, to czas abyście go poznali. Chłopak ma parcie na szkło, widać że wie co chce robić i idzie w dobrym kierunku. Jego internetowy talk-show "20m2 Łukasza" odnosi duży sukces. Ja gdy zobaczyłam całkiem przypadkiem jeden z odcinków tego programu automatycznie miałam ochotę na więcej. Obejrzałam już większość i z niecierpliwością czekam na nowe! Co do samego prezentera - nie nachalnie, w kulturalny sposób "wyciąga" od ludzi różne ciekawe historie. Co mnie mocno zaskoczyło - udaje mu się zaprosić do siebie nie tylko piosenkarzy, prezenterów, aktorów, ale i sportowców czy polityków! Nie zabrakło u niego również Dody, odcinek z jej udziałem jest jednym z moich ulubionych, szczególnie historie dotyczące jej byłego męża.

        Wiele oczekiwań miałam co do programu "Najsztub - słucha", o którym już kiedyś pisałam, a który mnie bardzo rozczarował. Najsztub w nim bowiem nie słucha, ale - atakuje! Przy każdym kolejnym pytaniu mam wrażenie jakby w ogóle nie słuchał odpowiedzi gościa, a wymyślał kolejne to coraz mniej trafione pytania. Nie potrafi w kulturalny sposób przeprowadzić miłej rozmowy, a Łukaszowi według mnie udaje się to w 99%! W wolnej chwili zapraszam więc do odwiedzenia jego kanału na youtube. 



wtorek, 9 kwietnia 2013

Za 4 m-ce ślub, czas na poważnie wziąć się za siebie.

Dopiero kilka dni temu odkryłam, że kilkaset metrów od mojego bloku mieści się od grudnia Champions Club Fitness & Gym. Przez te kilka dni szukałam chętnych osób do pójścia tam ze mną, znalazłam nawet 3! Dzisiaj jednak idziemy tylko w duecie na siłownię. Karnet Open na siłownię, fitness i saunę 160 zł miesięcznie.
Zaopatrzyłam się w buty: Puma FormLite XT Mid. Pochodzą z zeszłorocznej kolekcji, zakupiłam jest w Outlecie na Ursusie za 239 zł.
Jestem mega podekscytowana, nawet ból gardła nie zepsuje mi humoru!
Co do samych butów, jeszcze nie miałam okazji w nich dłużej ćwiczyć (zakupione wczoraj), jednak co mnie skusiło, to fakt, że dobrze trzymają stopę, są lekkie, przewiewne i nie mają twardej podeszwy. Kilka przysiadów zrobionych wczoraj późnym wieczorem utwierdziło mnie, że będzie to miła współpraca. I CAN'T WAIT!

Dopisane 11.04. Dwa dni byłam na zajęciach z fitnessu, dzisiaj mam wolne, jutro kolejne godzinne ćwiczenia, a po nich wycisk na siłowni. Zajęcia mi mocno przypadły do gustu. Jedynym minusem jest fakt, że zajęcia nie są podzielone na stopnie zaawansowania. Tak więc trafiłam na TBC, po którym miałam mega zakwasy i na STEP, na którym ćwiczyłam zaawansowany układ, z jakimiś krokami, które pierwszy raz w życiu widziałam i o których pierwszy raz w życiu słyszałam: step touch, grape vime, jazz, mambo, v-step?! Niby nie namęczyłam się na tym stepie, jednak moje nogi mówią co innego, stąd ta dzisiejsza przerwa. Jutro piątek, zacznę weekend wysiłkowo.

niedziela, 17 marca 2013

Moja Lilou i Kinder niespodzianka dla niego :)

         Chciałam się pochwalić moim prezentem na Dzień Kobiet, który dostałam od Michała. Mocno sugerował się moimi propozycjami z poprzedniej notki i trafiło na bransoletkę Lilou w kolorze żółtym z trzema serduszkami z grawerem: Kiedy spojrzysz pamiętaj kocham tylko Ciebie. Powiem szczerze, ze od tamtej pory się z nią nie rozstaję i Michał mnie bardzo mile zaskoczył tym co wybrał.
Pokochałam Lilou i od tej pory na większe okazje może mi tylko je kupować!

      
 Ja z kolei na "Dzień Kobiet" zaserwowałam mu Kinder Niespodziankę :)  Przepis znalazłam w Internecie, jest on akurat dla kobiety, ale z łatwością można przerobić dla chłopaka. Ja zostawiłam zabawkę do złożenia w środku pudełeczka dołączając karteczkę. Jednak nie radzę tego robić. Musiałam zasugerować Michałowi by spojrzał na karteczkę, gdyż wyciągnął z jajka tylko zabawkę. Jak powiedziałam aby przeczytał co na kartce jest napisane, zdziwiony zapytał: "Myślisz że nie umiem złożyć zabawki z trzech kawałków?". Tak więc moje drogie zachęcam do pozostawienia w jajku tylko karteczki, ewentualnie innego prezentu zrobionego przez Was. Swoją drogą szkoda, że test ciążowy się tam nie zmieści. Fajny sposób by powiedzieć: Będziesz Ojcem! :)

źródło: http://aa-beinspired.blogspot.com/

środa, 6 marca 2013

Co kupić dziewczynie na prezent

     Prezenty czy to świąteczne, czy związane z rocznicą, Walentynkami, Dniem Kobiet czy urodzinami zawsze budzą duże wątpliwości. Przez wzgląd na tak ogromny wybór jaki mam obecnie w sklepach trafić w gust partnerki jest nie lada sztuką. Wiem to, bo mojemu Michałowi udało się tylko raz, gdy wywołał nasze zdjęcia i oprawił w antyramy. By móc wybrać coś odpowiedniego powinniśmy przede wszystkim znać trochę drugą osobą, jej gust, dostrzegać co lubi, co jej się podoba. Czasem my kobiety nieświadomie (a może i świadomie) wysyłamy sygnały co by nas szczególnie ucieszyło, więc tu rola mężczyzn by nas słuchali :) Mojemu Michałowi trzeba łopatologicznie pokazać co ma mi kupić, najlepiej zaprowadzić do sklepu i powiedzieć "O to ... to dokładnie!".

Dla kobiet wybór jest przeogromny, przez jakieś akcesoria, kosmetyki, ubrania po biżuterię, elektronikę, książki itd.
1. Słodka obudowa do telefonu w kształcie czekolady, nie wiem tylko czy nie pobudza apetytu i chęci sięgnięcia po coś słodkiego :) Dodatkowe kilogramy mogą być więc w gratisie.


2. Personalizowana biżuteria w formie np. bransoletek z ciekawą zawieszką, na której można dodatkowo wygrawerować ważne przesłanie, czy jakąś szczególnie dla Was ważną datę. Chyba nie będę wspominać, że jak prezent ma cieszyć dłużej, to zawieszka powinna być srebrna bądź dla zasobniejszego portfela: złota.

3. Jeżeli Twojej dziewczynie rozładowuje się ciągle bateria w telefonie od słuchania ulubionych kawałków, to czas aby ją wesprzeć i kupić jej mp3 bądź mp4. Wybór jest przeogromny, ceny też najróżniejsze, więc myślę że na każą kieszeń coś się znajdzie. Grunt to dobry kolor wybrać, stawiałabym na klasyczne kolory. Oczywiście żadna dziewczyna nie pogardziłaby gdyby po włączeniu odtwarzacza już były na nim jej ulubione kawałki zgrane tam przez Ciebie!

piątek, 1 marca 2013

Boże widzisz i nie grzmisz?

    Nie sądziłam, że wśród moich znajomych też się zdarzają tacy, co myślą, że za darmo dostaną nowo wybudowany dom. Jak widać po liczbie udostępnień w Polsce nie narzekamy na liczbę ludzi wierzących w cuda :)


niedziela, 24 lutego 2013

Mój sposób na zredukowanie cellulitu

       Dziś troszkę na temat walki z cellulitem, którą jakiś czas temu podjęłam. Cellulit to nieprawidłowe rozmieszczenie tkanki tłuszczowej pod skórą, potocznie nazywany jest "pomarańczową skórką". Cellulit nie należy mylić z cellulitisem, który jest stanem zapalnym tkani podskórnej, do którego leczenia używa się antybiotyków. Szacuje się, że około 90% kobiet ma problem z cellulitem. Można z nim walczyć jeszcze zanim się pojawi dbając o prawidłowe odżywanie, nawilżenie skóry i prowadząc aktywny tryb życia. Kiedy jednak się pojawi walka z nim potrafi być żmudna i mało efektowna. Należy pamiętać, że w walce tej nie wystarczy wcierać w siebie balsamy czy żele antycellulitowe. Trzeba działać różnymi środkami w jednym czasie, zadbać o prawidłowe odżywianie, nawilżenie, masaż, ale także o trochę ruchu. Wtedy mamy szansę na większe, lepsze i trwalsze efekty.

       Na początku zaczęłam swoją walkę tabletkami Inneov i żelem antycellulitowym z Nivea. Efekty były, jednak koszty z nim związane były za duże. Wydałam kilkaset złotych na kilka opakowań Inneov, nawet już nie chcę liczyć ile tego było. Efekty utrzymywały się krótki czas. Profilaktyki nie zastosowałam, czego żałuję, bo wyrzuciłam pieniądze w błoto, a cellulit jak był tak jest. Odpuściłam sobie walkę na jakiś czas, by powrócić do niej po Nowym Roku wraz z listą noworocznych postanowień. Przypomniałam sobie o bańkach chińskich, które stosowała kiedyś moja koleżanka.
Zamówiłam je na Allegro. Koszt takich baniek to ok 25 zł z przesyłką. Masaż bańkami stosuje podczas wieczornej kąpieli. Najpierw masuję całe ciało szorstką rękawiczką (na zdj.), później na lekko wilgotną skórę ud i pośladów nakładam oliwkę do masażu antycellulitowego z Ziaji. Sprawdzi się jednak każda inna oliwka, chodzi tylko o "poślizg" na skórze, by ograniczyć ból związany z masażem. Początkowo masaż bańkami był bardzo bolesny, jednak z każdym kolejnym razem odporność na ból się zwiększała, wskutek czego i długość masażu także. Początkowo zaczynałam od minuty na jedną i drugą notę, później wydłużałam ten czas do ok 5 min. Masaż stosowałam codziennie, odpuściłam go sobie 2-3 razy, gdy byłam na wyjeździe i nie wzięłam ze sobą ani bańki ani oliwki. Oczywiście najlepsze efekty uzyska się wykonując masaż dwa razy dziennie, ja mogłam sobie pozwolić tylko na wieczorny masaż, gdyż rano najzwyczajniej w świecie brakuje mi na to czasu. Techniki masażu nie mam jakiejś konkretnej, staram się wykonywać koliste ruchy, jednak nie w każdym miejscu się je da wykonać, np. w okolicy pachwin jest to niewykonalne, bańka nie chce się zasysać, albo zasysa się tylko na moment, co jest mocno denerwujące. Tak więc jak dla mnie najważniejsze to masować, a w jaki sposób, to jak komu wygodnie. Wyczytałam jednak, że najlepiej wykonywać ruchy dosercowe, przez co osiąga się efekt "autodrenażu" i limfa płynie we właściwym kierunku. Czy się do tego stosuję - niekoniecznie. Na koniec masażu spłukuję oliwkę ciepłą wodę, na koniec chłodną by pobudzić krążenie. Co kilka dni po kąpieli przed nałożeniem balsamu robię "suchy" masaż drewnianą szczotką z wypustkami. Wszystkie rzeczy na zdjęciu (oprócz baniek) są dostępne w Rossmanie.

piątek, 22 lutego 2013

Przygotowania do ślubu

        Kilka z Was pytało jak idą nasze przygotowania do ślubu. Powiem szczerze, że póki co od dłuższego czasu stoją w martwym punkcie. Odkąd załatwiliśmy kościół, salę, kucharki, zespół, kamerzystę (jeszcze umowę musimy podpisać), fotografa, fryzjera i kosmetyczkę to od tamtej pory już nic. Przeglądaliśmy zaproszenia ślubne, ja przeglądałam ślubne suknie, Michał garnitury, wybraliśmy nawet wzór obrączek, jednak ostatecznie na nic się jeszcze nie zdecydowaliśmy.

     Przez wzgląd na to, że Michał większość czasu jest w Niemczech, to  mamy możliwość załatwiania czegokolwiek razem tylko podczas jego zjazdów. Trochę nam to komplikuje sprawy np. z zapraszaniem gości, będziemy musieli zacząć to robić jakieś 3-4 m-ce przed ślubem. Nauki przedmałżeńskie też będą dużym problemem, gdyż nie mamy możliwości uczestniczyć w takich normalnych kilkutygodniowych. Będziemy musieli poszukać w Warszawie weekendowych. Mam nadzieję, że nasz ksiądz nie będzie z tego powodu robił jakichkolwiek problemów. 
     Podczas najbliższego przyjazdu Michała mamy w planach wybór zaproszeń i złożenie na nie zamówienia, a także udanie się do złotnika i zamówienie obrączek. Zdecydowaliśmy się na klasyczne złote, szlifowane po bokach. Ja będę miała węższą, Michał szerszą. Myślimy nad grawerem, poprzestaniemy chyba tylko na dacie ślubu. Ale ciągle się jeszcze zastanawiamy.

     Przeglądałam też suknie ślubne, wiem już jaką mniej więcej sukienkę bym chciała. Znalazłam kilka modelów, które mnie zachwyciły. Jednak najpierw przymiarki, rozeznanie w cenach, dopiero później finałowy wybór. Jestem niska, więc nie mam pojęcia jaki krój sukienek będzie korzystnie na mnie wyglądał. Nie chcę gorsetowej, bo wiem że jest niepraktyczna, wolałabym coś z zabudowaną górą, aby móc swobodnie tańczyć i nie przejmować się czy mi zaraz nie spadnie z cycków. Nie chcę też takiej z kołem, gdyż czułabym się źle i "zginęłabym" w takiej. Chcę skromną prostą, z wykończeniami z koronki. Poniżej nie ma jeszcze TEJ jedynej, ale właśnie COŚ takiego mi chodzi po głowie. Przede mną jeszcze wybór wiązanki, butów, wystrój sali, welon, biżuteria ... co jeszcze?!






środa, 30 stycznia 2013

Kolejna porcja dramatów:

       Kolejny raz masochistycznie postanowiłam szprycować się przez kilka wieczorów dramatami. Na pierwszy ogień poszła druga część filmu, o którym już kiedyś pisałam - "Tylko Ciebie chcę", "Keith" i "Ludzie tacy jak my".

"Trzy metry nad niebem" (Tres metros sobre el cielo) był dla mnie naprawdę wzruszającym filmem, może dlatego, że każda z nas marzy o jakiejś niesamowitej historii miłosnej - oczywiście takiej, gdzie to my grałybyśmy główną rolę, a towarzyszył nam jakiś przystojniacha w skórzanej kurtce i na motorze. Dlatego gdy zobaczyłam, że jest już druga część tego filmu "Tylko Ciebie chcę" (Tengo ganas de ti)postanowiłam nie zwlekać i czym prędzej obejrzeć. Fakt, że rano trzeba było wstać o 7:00 nie stał mi na przeszkodzie by do 1:00 w nocy śledzić dalsze losy Hache, Babi i nowej wybranki przystojnego Mario Casas. Gin, bo o niej mowa staje się nową "zdobyczą" przystojnego chłopaka. Nie wiadomo kto kogo złapał w sidła, w każdym bądź razie miłość kwitnie, mimo iż w pamięci Hache ciągle tkwi Babi. Gin jest przeuroczą dziewczyną, mega pozytywną, pełną energii - całkowitym przeciwieństwem sztywnej i (jak dla mnie) mniej atrakcyjnej Babi. Tak więc przez cały film albo złościłam się na Hache jak traktuje Gin, albo mocno kibicowałam ich związkowi. Babi z pewnością nie zagrała w tej części głównej roli, ale mocno namieszała w uczuciach Hache. Jak któraś z Was lubi ckliwe romanse, lubi sobie popłakać gdy "świat jest zły i bez sensu"to te obie części świetnie nadają się na taki beznadziejny wieczór.


"Keith" to kolejny dramat, który miałam okazję obejrzeć w ostatnim czasie. Powiem szczerze, że wybrałam go na chybił trafił, ale spłakałam się na nim jak bóbr. Keith to imię głównego bohatera. Wydawałoby się zwyczajnego chłopaka pochodzącego z mniej zamożnej rodziny. Natalie to jego znajoma ze szkoły, którą chłopak postanowił zdobyć w niecodzienny sposób. Jego "podchody" są naprawdę nietypowe, ale osiąga dzięki nim to co sobie założył. Jednak czy naprawdę tylko próbował się z nią przespać, czy kryje się za tym coś głębszego? Czy Natalie da za wygraną, czy też będzie walczyć o to co między nimi się zrodziło? Jak nawet teraz myślę o tym filmie to mam łzy w oczach. 


"Ludzie tacy jak my" (People like us) tym razem nie jest opowieścią o miłości. Na filmweb opisany jest jako dramat, jak dla mnie bardziej melodramat, gdyż zakończenie wcale nie jest smutne, mimo iż wzruszające. Osoby ze zdjęcia to główni bohaterowie filmu i wcale nie są to rodzice z dzieckiem. Młody mężczyzna - Sam, po pogrzebie ojca dowiaduje się o istnieniu siostry, o której istnieniu nie wiedział. Postanawia ją poznać nie mówiąc jej całej prawdy o sobie...



sobota, 26 stycznia 2013

Dział dziecięcy w Zarze zaliczony :)

       W tym sezonie wyprzedaże omijałam szerokim łukiem. Gdy byłam w galerii przeceny nie były jeszcze zachęcające, później dałam sobie spokój z podbojami. Dzisiaj wyruszyłam na poszukiwanie butów. Wróciłam z dwiema (dwoma?) parami spodni. Kupionymi na dziale ZARA KIDS. Uwielbiam kupować ciuchy dla 11-12 latków.
      To będą chyba moje najlepsze spodnie. Już wiem, gdzie będę się teraz w nie zaopatrywać Ilekroć kupowałam spodnie były na mnie za długie. Musiałam je skracać, często przez to traciły swój pierwotny fason i nie były już obcisłe na dole. Rezygnowałam też z zakupów spodni z suwakami na dole. Teraz z racji tego, że długość nowo zakupionych spodni jest idealna, wybrałam właśnie takie z suwakami. Idealnie!:) Postawiłam na kolor beżowy (na zdj.) i szary. Będą idealne na wiosnę. 

      Na dziale dziecięcym można zaopatrzyć się też w buty do rozmiaru 38! To dobra alternatywa, szczególnie kiedy podobne modele są na damskim dziale i kosztują 2-3 razy więcej.







czwartek, 24 stycznia 2013

Jak Benciaa szukała pracy, wspomienia z rozmów kwalifikacyjnych

          W trakcie szukania pracy byłam na kilku rozmowach. Jedne mile, inne mniej mile teraz wspominam. Z perspektywy czasu aby odświeżyć trochę pamięć przywołam kilka rozmów. Dużą wagę przywiązywałam do lokalizacji, godzin pracy, a także wynagrodzenia i możliwości pracowania legalnie na tzw. umowę aktywizującą (dla niań). Zarejestrowana byłam w serwisie niania.pl, który bardzo polecam, bo dzięki niemu znalazłam wszystkie dotychczasowe prace. Portal jest popularny, więc dużo rodziców z niego korzysta. Miałam sporo telefonów, oferty pracy odpadały na wstępie, bo np. praca byłaby pod Warszawą - koszmarny dojazd, bądź tyczyła się opieki nad 4-latkiem. Już nawet nie chodzi o to, że umowy nie mogłabym podpisać z tym państwem (umowa dotyczy opieki nad dziećmi do lat 3), ale rodzice szukali kogoś na 2-3 godziny, czyli przyprowadzenie dziecka z przedszkola, a reszta czasu sprzątanie, pranie itd. Odmówiłam!
       Jedna z pierwszych rozmów, na którą poszłam dotyczyła opieki nad ponad rocznym chłopcem. Dobra lokalizacja, dobry dojazd, godziny pracy w porządku. Państwo też wydawali się w porządku, co najważniejsze widać było, że jest ich stać na nianię. Niestety okazało się, że nie chcą oni płacić niani za dni wolne od pracy, za urlop itd., a godzinowa stawka to 10 zł/godz. Gdy powiedziałam swoją stawkę pokręcili nosem, ale powiedzieli, że się odezwą.... Nie napisali nawet SMSa z odmową.
Kolejna rodzina u której byłam to również ponad roczny smyk do opieki i 3-letni przedszkolak, którego trzeba by było odebrać z przedszkola i zaopiekować się obojgiem. Niestety godziny pracy były koszmarne, opieka zaczynałaby się ok godziny 11-12, a kończyła ok godziny 18-19. Powiem szczerze, że byłam pierwszy raz na rozmowie, gdzie to tata był bardziej poinformowany niż mama i to on mi opowiadał o dniu dziecka itd. Okazało się, że to on opiekowałam się do tej pory małym brzdącem. Rozmowa też się nie kleiła, rodzice sami nie wiedzieli o co powinni i chcieliby zapytać.  W końcu był test, czyli miałam "zabawić" chłopców, wydaje mi się, że poszło mi to całkiem sprawnie. Jednocześnie budowałam z klocków garaż ze starszym, a młodszego motywowałam do posprzątani puzzli - udało się. Powiedzieli, że się odezwą - napisali, że wybrali kogoś innego, zapewne tańszego :) Znów ten płatny urlop chyba nie przeszedł. Już powoli traciłam nadzieje, że ktokolwiek na to pójdzie.
Kolejna rodzina wcale nie rozwiała moich wątpliwości, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej je pogłębiła. Opieka miała dotyczyć ponad rocznej dziewczynki. Widać było, że spodobałam się rodzicom i to co mówiłam wydawało im się interesujące, szczególnie to że ukończyłam studia pedagogiczne było dla nich plusem. Niestety znów kwestia finansowa przeciążyła szalę na moją niekorzyść. Do tej pory tata dziewczynki miły i uśmiechnięty na wieść o moich oczekiwaniach otwarcie przyznał, że mają rozeznanie, że moja cena jest wygórowana i że mają kandydatkę, która zgodziła się na mniejszą kwotę i nie wymaga od nich płacenia jej za wolne dni. Ale oczywiście pożegnali mnie wymuszonym uśmiechem z tekstem "Odezwiemy się". Nie odezwali.

środa, 23 stycznia 2013

3.08.13r. - nasz ślub

         Nie wiem czy większość z Was wie, ale w sierpniu tego roku wychodzę za mąż. Tym "pechowcem", który będzie musiał znosić moje humory i fochy do końca życia jest oczywiście Michał. Zaręczyliśmy się w święta Bożego Narodzenia w 2011 i od tamtego czasu załatwiliśmy mszę w kościele, salę weselną, kucharki, kamerzystę, fotografa i zespół. Umówiłam też siebie, mamę i siostry do fryzjera i kosmetyczki. Niestety moja fryzjerka jest w ciąży i w tym czasie będzie na urlopie macierzyńskim, ale udało się wybrać inną, równie fajną. Przed nami wybór obrączek, świadków, sukni i garnitury - to z takim większych i ważniejszych rzeczy. Inne drobiazgi jak zaproszenia, kwiaty na stół, wiązanki, lampiony itd. będziemy załatwiać na bieżąco. To czego najbardziej się obawiam to brak czasu, zastanawiam się jak pogodzimy zapraszanie gości, nauki przedmałżeńskie z moją pracą i Michała wyjazdami. Ciągle zastanawiam się nad fasonem sukni ślubnej jaki powinnam wybrać, kolorem wiązanki, makijażem, fryzurą czy wreszcie wyborem butów - z moją małą stópką będzie problem ze znalezieniem takich, w których wytrzymam tyle godzin (msza ślubna o godzinie 15:30, zabawa do ok 3:00 + drugi dzień).




sobota, 19 stycznia 2013

Jedno z postanowień noworocznych odhaczone

         Dzisiaj spędziłam 8 godzin na kursie pierwszej pomocy. Chociaż kurs był skierowany głównie na pomoc dzieciom, to jednak omawialiśmy też przypadki pomocy dorosłym. Od dzisiaj więc w razie jakiegoś wypadku, mogę powiedzieć: "Proszę się odsunąć, jestem funkcjonariuszem publicznym przeszkolonym w udzielaniu pierwszej pomocy". Grupa osób na kursie była bardzo kameralna - 6 osób, plus ratownik-szkoleniowiec. Kurs odbywał się w normalnym mieszkaniu, mieliśmy do dyspozycji wszystkie potrzebne sprzęty, manekiny, na których uczyliśmy się jak reagować w przypadku zadławienia, padaczki, urazu, utraty przytomności, czy innych sytuacji wymagających interwencji. Pan był bardzo miły, zabawny, więc wszystko łatwo wchodziło do głowy.     
     Z zamiarem zrobienia kursu PP nosiłam się już długi czas. Czytać o takich rzeczach, oglądać w internecie jest zdecydowanie inaczej niż zobaczyć to na własne oczy, uczestniczyć w tym i szkolić się praktycznie na manekinach i żywych osobach. Nowa praca, czyli opieka nad 6-miesięczną dziewczyną zmusiła mnie do tego by jednak w końcu pójść na kurs, nie darowałabym sobie gdyby coś zdarzyło się małej, a ja nie umiałabym jej w odpowiedni sposób pomóc. Kochani pamiętajcie, że według artykułu 162  Kodeksu Karnego osoba, która nie udzieli pomocy człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
    Ja  zrealizowałam kurs dzięki Centrum ratownictwa i pierwszej pomocy - Ratea ((http://www.pierwszapomoc.warszawa.pl). Koszt takiego kursu to 120 zł, więc to nie jest duża kwota za korzyści jakie się z kursu wyniesie. Niektóre elementy pierwszej pomocy realizowałam na lekcjach PO, jednak kompletnie nie pamiętam nic z tych zajęć, a wiedza z kursu zostanie na dłużej - mam nadzieję.

czwartek, 17 stycznia 2013

Używane ciuchy - co z nimi robicie?

      Uwielbiam robić porządki w szafie. Nawet gdy w połowie okazuje się, że już mi się ich odechciało i upycham jeszcze nieposkładane rzeczy do szafy by znów zrobić w niej bałagan. Porządek u mnie trwa góra dwa dni, a najlepszą szafą dla mnie jest krzesło i to tam ląduje większość z ciuchów, w których chodzę najczęściej. 
  Największą dla mnie frajdą jest moment, gdy np. po lecie rozpakowuję karton z zapakowanymi w nim zimowymi rzeczami. Cieszę się wtedy jakbym dopiero co wróciła z zakupów i przymierzam je wszystkie po kolei. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że moja pamięć jest ulotna i czasem po prostu zapominam co ja do tego pudła zapakowałam. I w momencie wypakowywania nagle uzmysławiam sobie ile ja mam świetnych ciuchów, o których istnieniu jeszcze przed pięcioma minutami nie miałam pojęcia.
Podobnie cieszą się dzieci, gdy rodzice chowają im zabawki na kilka tygodni. Dziecko cieszy się z nich po tych kilku tygodniach jakby dostało je na nowo. Dobry sposób na znudzonego zabawkami malca!

Porządki w szafie skłaniają mnie też do zrobienia segregacji na ciuchy:
1. najbardziej ulubione,
2. mniej ulubione, ale często zakładane
3. ciuchy,  których dawno nie zakładałam, ale które KONIECZNIE muszę założyć,
4. rzeczy, które początkowo były w pkt 3, czyli jednak NIE ZAŁOŻONE przez długi czas

piątek, 11 stycznia 2013

Żubry ONLINE

       Od pewnego czasu Lasy Państwowe dały możliwość "podglądania" zwierząt w Internecie - online. Można zobaczyć ptaki, sarny i co najważniejsze -białowieskie żubry.
To strona: http://www.lasy.gov.pl/zubr

Stronę pokazałam też Michałowi, który wykazał średnie zainteresowanie, nawet stado saren nie skruszyło jego serca. Dzisiaj wchodząc na stronkę zobaczyłam żubra.

Piszę więc do niego:

Ja
 - jest żub!!!!

Michałek ;*
- żubr chyba
Ja
no żubr żubr :P

Michałek ;*
a coś Ty się tak najarała na tą strone?

Ja
a no zerkam sobie od czasu do czasu :)

dawno w lesie nie byłam to chociaż sobie popatrzę!:)

środa, 9 stycznia 2013

Mamo, tato co ty na to?!

      Wraz z Nowym Rokiem rozpoczęłam walkę z niedoskonałościami mojej cery. Ślub zbliża się wielkimi krokami, a nie mogę na nim wyglądać jak jakaś nastolatka w okresie dojrzewania z mnóstwem pryszczy na twarzy. Stąd też zasięgnęłam niezastąpionej rady Wujka Google i znalazłam za jego pomocą różne fora, na których zaczerpnęłam kilka cennych informacji, które mam nadzieję pomogą mi w tej walce i wrócę z niej z tarczą, a nie na niej ...

      W każdym bądź razie mam już dość siedzenia biadolenia nad tym, że nic nie robię, że się lenię, większość czasu spędzam przez komputerem na mało ważnych sprawach, zamiast zająć się sobą, inwestować w siebie, dbać o siebie itd. itd. Postanowiłam w końcu wziąć się w garść i coś zacząć robić w tym kierunku.
    Noworoczne postanowienia spisane w kalendarzu, mam nadzieję, że w Nowy Rok 2014 nie będę powtarzać tych samych :)

    Zaopatrzyłam się dzisiaj w dwa poradniki, na dniach będę one moją jedyną lekturą. A płyty DVD dołączone do nich będą mi towarzyszyć każdego wieczora. Od środy zaczynam nową pracę!




niedziela, 6 stycznia 2013

Van Damme i Ona tanczy dla mnie

      Z  przyjemnością mogę obwieścić, że w końcu odstawiłam w kąt swojego małego netbooka i teraz mam normalnego laptopa, na którym bez problemów mogę zrobić te rzeczy, których na netbooku zrobić nie mogłam. Np. obejrzeć film na kinomaniak.tv .

     Polska oszalała na pkt piosenki zespołu Weekend, zapewne i Wy też o tym słyszeliście. Ja się o niej dowiedziałam, gdy oglądając rano Dzień Dobry TVN młody Hajzer na dyskotece odkrywał fenomen piosenki "Ona tańczy dla mnie". Wtedy jak dobrze pamiętam na youtube odsłon tej piosenki było ponad 20 mln, na dzień dzisiejszy jest blisko 37 mln!

Ja zdecydowanie wolę wersję z Van Damme:

bądź jazzową CeZika:
       Nie mogę sobie wyobrazić większej imprezy wesela, czy sylwestra bez popularnych discopolowych kawałków. W tym roku z pewnością w noc sylwestrową królował kawałek WEEKENDU. :)