środa, 30 stycznia 2013

Kolejna porcja dramatów:

       Kolejny raz masochistycznie postanowiłam szprycować się przez kilka wieczorów dramatami. Na pierwszy ogień poszła druga część filmu, o którym już kiedyś pisałam - "Tylko Ciebie chcę", "Keith" i "Ludzie tacy jak my".

"Trzy metry nad niebem" (Tres metros sobre el cielo) był dla mnie naprawdę wzruszającym filmem, może dlatego, że każda z nas marzy o jakiejś niesamowitej historii miłosnej - oczywiście takiej, gdzie to my grałybyśmy główną rolę, a towarzyszył nam jakiś przystojniacha w skórzanej kurtce i na motorze. Dlatego gdy zobaczyłam, że jest już druga część tego filmu "Tylko Ciebie chcę" (Tengo ganas de ti)postanowiłam nie zwlekać i czym prędzej obejrzeć. Fakt, że rano trzeba było wstać o 7:00 nie stał mi na przeszkodzie by do 1:00 w nocy śledzić dalsze losy Hache, Babi i nowej wybranki przystojnego Mario Casas. Gin, bo o niej mowa staje się nową "zdobyczą" przystojnego chłopaka. Nie wiadomo kto kogo złapał w sidła, w każdym bądź razie miłość kwitnie, mimo iż w pamięci Hache ciągle tkwi Babi. Gin jest przeuroczą dziewczyną, mega pozytywną, pełną energii - całkowitym przeciwieństwem sztywnej i (jak dla mnie) mniej atrakcyjnej Babi. Tak więc przez cały film albo złościłam się na Hache jak traktuje Gin, albo mocno kibicowałam ich związkowi. Babi z pewnością nie zagrała w tej części głównej roli, ale mocno namieszała w uczuciach Hache. Jak któraś z Was lubi ckliwe romanse, lubi sobie popłakać gdy "świat jest zły i bez sensu"to te obie części świetnie nadają się na taki beznadziejny wieczór.


"Keith" to kolejny dramat, który miałam okazję obejrzeć w ostatnim czasie. Powiem szczerze, że wybrałam go na chybił trafił, ale spłakałam się na nim jak bóbr. Keith to imię głównego bohatera. Wydawałoby się zwyczajnego chłopaka pochodzącego z mniej zamożnej rodziny. Natalie to jego znajoma ze szkoły, którą chłopak postanowił zdobyć w niecodzienny sposób. Jego "podchody" są naprawdę nietypowe, ale osiąga dzięki nim to co sobie założył. Jednak czy naprawdę tylko próbował się z nią przespać, czy kryje się za tym coś głębszego? Czy Natalie da za wygraną, czy też będzie walczyć o to co między nimi się zrodziło? Jak nawet teraz myślę o tym filmie to mam łzy w oczach. 


"Ludzie tacy jak my" (People like us) tym razem nie jest opowieścią o miłości. Na filmweb opisany jest jako dramat, jak dla mnie bardziej melodramat, gdyż zakończenie wcale nie jest smutne, mimo iż wzruszające. Osoby ze zdjęcia to główni bohaterowie filmu i wcale nie są to rodzice z dzieckiem. Młody mężczyzna - Sam, po pogrzebie ojca dowiaduje się o istnieniu siostry, o której istnieniu nie wiedział. Postanawia ją poznać nie mówiąc jej całej prawdy o sobie...



sobota, 26 stycznia 2013

Dział dziecięcy w Zarze zaliczony :)

       W tym sezonie wyprzedaże omijałam szerokim łukiem. Gdy byłam w galerii przeceny nie były jeszcze zachęcające, później dałam sobie spokój z podbojami. Dzisiaj wyruszyłam na poszukiwanie butów. Wróciłam z dwiema (dwoma?) parami spodni. Kupionymi na dziale ZARA KIDS. Uwielbiam kupować ciuchy dla 11-12 latków.
      To będą chyba moje najlepsze spodnie. Już wiem, gdzie będę się teraz w nie zaopatrywać Ilekroć kupowałam spodnie były na mnie za długie. Musiałam je skracać, często przez to traciły swój pierwotny fason i nie były już obcisłe na dole. Rezygnowałam też z zakupów spodni z suwakami na dole. Teraz z racji tego, że długość nowo zakupionych spodni jest idealna, wybrałam właśnie takie z suwakami. Idealnie!:) Postawiłam na kolor beżowy (na zdj.) i szary. Będą idealne na wiosnę. 

      Na dziale dziecięcym można zaopatrzyć się też w buty do rozmiaru 38! To dobra alternatywa, szczególnie kiedy podobne modele są na damskim dziale i kosztują 2-3 razy więcej.







czwartek, 24 stycznia 2013

Jak Benciaa szukała pracy, wspomienia z rozmów kwalifikacyjnych

          W trakcie szukania pracy byłam na kilku rozmowach. Jedne mile, inne mniej mile teraz wspominam. Z perspektywy czasu aby odświeżyć trochę pamięć przywołam kilka rozmów. Dużą wagę przywiązywałam do lokalizacji, godzin pracy, a także wynagrodzenia i możliwości pracowania legalnie na tzw. umowę aktywizującą (dla niań). Zarejestrowana byłam w serwisie niania.pl, który bardzo polecam, bo dzięki niemu znalazłam wszystkie dotychczasowe prace. Portal jest popularny, więc dużo rodziców z niego korzysta. Miałam sporo telefonów, oferty pracy odpadały na wstępie, bo np. praca byłaby pod Warszawą - koszmarny dojazd, bądź tyczyła się opieki nad 4-latkiem. Już nawet nie chodzi o to, że umowy nie mogłabym podpisać z tym państwem (umowa dotyczy opieki nad dziećmi do lat 3), ale rodzice szukali kogoś na 2-3 godziny, czyli przyprowadzenie dziecka z przedszkola, a reszta czasu sprzątanie, pranie itd. Odmówiłam!
       Jedna z pierwszych rozmów, na którą poszłam dotyczyła opieki nad ponad rocznym chłopcem. Dobra lokalizacja, dobry dojazd, godziny pracy w porządku. Państwo też wydawali się w porządku, co najważniejsze widać było, że jest ich stać na nianię. Niestety okazało się, że nie chcą oni płacić niani za dni wolne od pracy, za urlop itd., a godzinowa stawka to 10 zł/godz. Gdy powiedziałam swoją stawkę pokręcili nosem, ale powiedzieli, że się odezwą.... Nie napisali nawet SMSa z odmową.
Kolejna rodzina u której byłam to również ponad roczny smyk do opieki i 3-letni przedszkolak, którego trzeba by było odebrać z przedszkola i zaopiekować się obojgiem. Niestety godziny pracy były koszmarne, opieka zaczynałaby się ok godziny 11-12, a kończyła ok godziny 18-19. Powiem szczerze, że byłam pierwszy raz na rozmowie, gdzie to tata był bardziej poinformowany niż mama i to on mi opowiadał o dniu dziecka itd. Okazało się, że to on opiekowałam się do tej pory małym brzdącem. Rozmowa też się nie kleiła, rodzice sami nie wiedzieli o co powinni i chcieliby zapytać.  W końcu był test, czyli miałam "zabawić" chłopców, wydaje mi się, że poszło mi to całkiem sprawnie. Jednocześnie budowałam z klocków garaż ze starszym, a młodszego motywowałam do posprzątani puzzli - udało się. Powiedzieli, że się odezwą - napisali, że wybrali kogoś innego, zapewne tańszego :) Znów ten płatny urlop chyba nie przeszedł. Już powoli traciłam nadzieje, że ktokolwiek na to pójdzie.
Kolejna rodzina wcale nie rozwiała moich wątpliwości, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej je pogłębiła. Opieka miała dotyczyć ponad rocznej dziewczynki. Widać było, że spodobałam się rodzicom i to co mówiłam wydawało im się interesujące, szczególnie to że ukończyłam studia pedagogiczne było dla nich plusem. Niestety znów kwestia finansowa przeciążyła szalę na moją niekorzyść. Do tej pory tata dziewczynki miły i uśmiechnięty na wieść o moich oczekiwaniach otwarcie przyznał, że mają rozeznanie, że moja cena jest wygórowana i że mają kandydatkę, która zgodziła się na mniejszą kwotę i nie wymaga od nich płacenia jej za wolne dni. Ale oczywiście pożegnali mnie wymuszonym uśmiechem z tekstem "Odezwiemy się". Nie odezwali.

środa, 23 stycznia 2013

3.08.13r. - nasz ślub

         Nie wiem czy większość z Was wie, ale w sierpniu tego roku wychodzę za mąż. Tym "pechowcem", który będzie musiał znosić moje humory i fochy do końca życia jest oczywiście Michał. Zaręczyliśmy się w święta Bożego Narodzenia w 2011 i od tamtego czasu załatwiliśmy mszę w kościele, salę weselną, kucharki, kamerzystę, fotografa i zespół. Umówiłam też siebie, mamę i siostry do fryzjera i kosmetyczki. Niestety moja fryzjerka jest w ciąży i w tym czasie będzie na urlopie macierzyńskim, ale udało się wybrać inną, równie fajną. Przed nami wybór obrączek, świadków, sukni i garnitury - to z takim większych i ważniejszych rzeczy. Inne drobiazgi jak zaproszenia, kwiaty na stół, wiązanki, lampiony itd. będziemy załatwiać na bieżąco. To czego najbardziej się obawiam to brak czasu, zastanawiam się jak pogodzimy zapraszanie gości, nauki przedmałżeńskie z moją pracą i Michała wyjazdami. Ciągle zastanawiam się nad fasonem sukni ślubnej jaki powinnam wybrać, kolorem wiązanki, makijażem, fryzurą czy wreszcie wyborem butów - z moją małą stópką będzie problem ze znalezieniem takich, w których wytrzymam tyle godzin (msza ślubna o godzinie 15:30, zabawa do ok 3:00 + drugi dzień).




sobota, 19 stycznia 2013

Jedno z postanowień noworocznych odhaczone

         Dzisiaj spędziłam 8 godzin na kursie pierwszej pomocy. Chociaż kurs był skierowany głównie na pomoc dzieciom, to jednak omawialiśmy też przypadki pomocy dorosłym. Od dzisiaj więc w razie jakiegoś wypadku, mogę powiedzieć: "Proszę się odsunąć, jestem funkcjonariuszem publicznym przeszkolonym w udzielaniu pierwszej pomocy". Grupa osób na kursie była bardzo kameralna - 6 osób, plus ratownik-szkoleniowiec. Kurs odbywał się w normalnym mieszkaniu, mieliśmy do dyspozycji wszystkie potrzebne sprzęty, manekiny, na których uczyliśmy się jak reagować w przypadku zadławienia, padaczki, urazu, utraty przytomności, czy innych sytuacji wymagających interwencji. Pan był bardzo miły, zabawny, więc wszystko łatwo wchodziło do głowy.     
     Z zamiarem zrobienia kursu PP nosiłam się już długi czas. Czytać o takich rzeczach, oglądać w internecie jest zdecydowanie inaczej niż zobaczyć to na własne oczy, uczestniczyć w tym i szkolić się praktycznie na manekinach i żywych osobach. Nowa praca, czyli opieka nad 6-miesięczną dziewczyną zmusiła mnie do tego by jednak w końcu pójść na kurs, nie darowałabym sobie gdyby coś zdarzyło się małej, a ja nie umiałabym jej w odpowiedni sposób pomóc. Kochani pamiętajcie, że według artykułu 162  Kodeksu Karnego osoba, która nie udzieli pomocy człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
    Ja  zrealizowałam kurs dzięki Centrum ratownictwa i pierwszej pomocy - Ratea ((http://www.pierwszapomoc.warszawa.pl). Koszt takiego kursu to 120 zł, więc to nie jest duża kwota za korzyści jakie się z kursu wyniesie. Niektóre elementy pierwszej pomocy realizowałam na lekcjach PO, jednak kompletnie nie pamiętam nic z tych zajęć, a wiedza z kursu zostanie na dłużej - mam nadzieję.

czwartek, 17 stycznia 2013

Używane ciuchy - co z nimi robicie?

      Uwielbiam robić porządki w szafie. Nawet gdy w połowie okazuje się, że już mi się ich odechciało i upycham jeszcze nieposkładane rzeczy do szafy by znów zrobić w niej bałagan. Porządek u mnie trwa góra dwa dni, a najlepszą szafą dla mnie jest krzesło i to tam ląduje większość z ciuchów, w których chodzę najczęściej. 
  Największą dla mnie frajdą jest moment, gdy np. po lecie rozpakowuję karton z zapakowanymi w nim zimowymi rzeczami. Cieszę się wtedy jakbym dopiero co wróciła z zakupów i przymierzam je wszystkie po kolei. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że moja pamięć jest ulotna i czasem po prostu zapominam co ja do tego pudła zapakowałam. I w momencie wypakowywania nagle uzmysławiam sobie ile ja mam świetnych ciuchów, o których istnieniu jeszcze przed pięcioma minutami nie miałam pojęcia.
Podobnie cieszą się dzieci, gdy rodzice chowają im zabawki na kilka tygodni. Dziecko cieszy się z nich po tych kilku tygodniach jakby dostało je na nowo. Dobry sposób na znudzonego zabawkami malca!

Porządki w szafie skłaniają mnie też do zrobienia segregacji na ciuchy:
1. najbardziej ulubione,
2. mniej ulubione, ale często zakładane
3. ciuchy,  których dawno nie zakładałam, ale które KONIECZNIE muszę założyć,
4. rzeczy, które początkowo były w pkt 3, czyli jednak NIE ZAŁOŻONE przez długi czas

piątek, 11 stycznia 2013

Żubry ONLINE

       Od pewnego czasu Lasy Państwowe dały możliwość "podglądania" zwierząt w Internecie - online. Można zobaczyć ptaki, sarny i co najważniejsze -białowieskie żubry.
To strona: http://www.lasy.gov.pl/zubr

Stronę pokazałam też Michałowi, który wykazał średnie zainteresowanie, nawet stado saren nie skruszyło jego serca. Dzisiaj wchodząc na stronkę zobaczyłam żubra.

Piszę więc do niego:

Ja
 - jest żub!!!!

Michałek ;*
- żubr chyba
Ja
no żubr żubr :P

Michałek ;*
a coś Ty się tak najarała na tą strone?

Ja
a no zerkam sobie od czasu do czasu :)

dawno w lesie nie byłam to chociaż sobie popatrzę!:)

środa, 9 stycznia 2013

Mamo, tato co ty na to?!

      Wraz z Nowym Rokiem rozpoczęłam walkę z niedoskonałościami mojej cery. Ślub zbliża się wielkimi krokami, a nie mogę na nim wyglądać jak jakaś nastolatka w okresie dojrzewania z mnóstwem pryszczy na twarzy. Stąd też zasięgnęłam niezastąpionej rady Wujka Google i znalazłam za jego pomocą różne fora, na których zaczerpnęłam kilka cennych informacji, które mam nadzieję pomogą mi w tej walce i wrócę z niej z tarczą, a nie na niej ...

      W każdym bądź razie mam już dość siedzenia biadolenia nad tym, że nic nie robię, że się lenię, większość czasu spędzam przez komputerem na mało ważnych sprawach, zamiast zająć się sobą, inwestować w siebie, dbać o siebie itd. itd. Postanowiłam w końcu wziąć się w garść i coś zacząć robić w tym kierunku.
    Noworoczne postanowienia spisane w kalendarzu, mam nadzieję, że w Nowy Rok 2014 nie będę powtarzać tych samych :)

    Zaopatrzyłam się dzisiaj w dwa poradniki, na dniach będę one moją jedyną lekturą. A płyty DVD dołączone do nich będą mi towarzyszyć każdego wieczora. Od środy zaczynam nową pracę!




niedziela, 6 stycznia 2013

Van Damme i Ona tanczy dla mnie

      Z  przyjemnością mogę obwieścić, że w końcu odstawiłam w kąt swojego małego netbooka i teraz mam normalnego laptopa, na którym bez problemów mogę zrobić te rzeczy, których na netbooku zrobić nie mogłam. Np. obejrzeć film na kinomaniak.tv .

     Polska oszalała na pkt piosenki zespołu Weekend, zapewne i Wy też o tym słyszeliście. Ja się o niej dowiedziałam, gdy oglądając rano Dzień Dobry TVN młody Hajzer na dyskotece odkrywał fenomen piosenki "Ona tańczy dla mnie". Wtedy jak dobrze pamiętam na youtube odsłon tej piosenki było ponad 20 mln, na dzień dzisiejszy jest blisko 37 mln!

Ja zdecydowanie wolę wersję z Van Damme:

bądź jazzową CeZika:
       Nie mogę sobie wyobrazić większej imprezy wesela, czy sylwestra bez popularnych discopolowych kawałków. W tym roku z pewnością w noc sylwestrową królował kawałek WEEKENDU. :)